Jest taka rzeka, przy której wpadły mi do głowy najlepsze pomysły i przy której jeszcze więcej ich porzuciłam.
Pomysł na powrót do blogowania po prawie 10 latach balansował na cienkiej granicy między tymi dwiema opcjami.
Nie łudzę się przecież i wiem, że moje trzy grosze dorzucone do czeluści tej studni bez dna, jaką jest Internet, nie zmienią wiele. Skrupuły przegrały w końcu z przeczuciem, że warto uszczknąć nieco czasu na dzielenie się czymś, co według mnie ma sens, z paru powodów.
Przytrafiło mi się kilkukrotnie, że rozmowa na tematy, którymi się namiętnie pasjonuję, nieoczekiwanie poprawiła komfort czyjegoś życia, samopoczucie lub zdrowie, a bliskie mi miejsca rozkochały w sobie także innych poszukiwaczy odludzi. Jeśli takie są miłe skutki uboczne niezaspokojonego głodu wiedzy o prostym, dobrym, zdrowym życiu blisko natury, czemu chować te znaleziska tylko dla siebie?
Drugi powód jest trochę bardziej osobisty.
Szalenie cenię mądrość starych ludzi. Po prostu.
Staruszków szczęśliwie nigdy nam nie zabraknie, ale kruszy się pokolenie wyjątkowe: to, które doświadczyło największego skoku cywilizacyjnego w historii. Ich wiedza, przejścia, samowystarczalność i przymioty charakteru to coś, co na naszych oczach niknie, a wielokrotnie przekonałam się o tym, jak bezcenne to dziedzictwo. Staram się przechowywać w pamięci rozmowy z dziadkami, ale zdecydowanie lepiej ich ponadczasowe doświadczenia zapisać.
Po trzecie, od kilku miesięcy obserwowałam ze zdumieniem niezwykle życzliwe reakcje ludzi śledzących mój profil na IG.
Nie jestem fotografem i pewnie nigdy nim się nie mianuję, ale używam aparatu jako sprzętu, który pozwala mi nieinwazyjnie podkradać piękno tego świata.
Skoro amatorskie miniatury miejsc, po których się szwędam, potrafią wzbudzić tak pozytywne odczucia u innych, dlaczego – z szacunku do ich i Natury – nie podzielić się zdjęciami w lepszej jakości?
Po czwarte, żyjemy sobie z ukochanym poza wyścigiem szczurów i destrukcyjnymi zdobyczami konsumpcjonizmu (komp przydaje się do pracy, ale nie jest niezbędny do życia), i im bliżej jesteśmy tytułowych korzeni, tym bardziej widzimy, jak uspokaja się dusza i umacnia ciało. Lubimy czytać i wierzymy, że choć świat cofa się do epoki pisma obrazkowego, nigdy nie zabraknie ludzi, którzy czerpią przyjemność nie tylko z patrzenia na ruchome kadry.
Po piąte, nie czuję się najlepiej w zgiełku, ścierając się z ignorancją innych, a czasem tak bywa, gdy z odosobnionymi poglądami ląduje się w środku debaty na tematy drażliwe. Można i z takich rozmów wiele wynieść, ale wolę te, w których każdy bierze udział w pełni dobrowolnie i przy dobrej herbacie.
Jest jeszcze kilka powodów, ale to w końcu nie spowiedź, tylko zapowiedź!
Moje małe odkrycia dla jednych mogą być banalne, ale innym mogą przynieść coś dobrego. Już to samo to może być warte zarwania tych dwóch wieczorów w tygodniu i takaż to była konkluzja ostatniej medytacji nad rzeką.
2 komentarze
Marta
6 lutego 2018 at 18:32Podobnie nam w duszy gra????
Ailsa
6 lutego 2018 at 18:52Wspaniale! Zaglądaj tu do mnie, kiedy tylko najdzie Cię ochota. 🙂