„Między nami nie ma chemii!” – nikt nie chciałby usłyszeć takiego wyznania, ale Magda Żak od trzech lat nadaje mu zupełnie inne znaczenie.
Poprzez uczenie, jak samodzielnie produkować naturalne kosmetyki pozbawione szkodliwych substancji, dzieli się z innymi pokłosiem dobrych zmian, jakie zaszły w jej własnym życiu. Zapraszam do lektury rozmowy z Magdą, po której staje się jasne, czemu jej warsztaty cieszą się coraz większym zainteresowaniem, a ograniczenie chemii rezonuje też na inne obszary życia, niż zdrowie.
do korzeni: Kiedy postanowiłaś, że nie będzie chemii?
Magdalena Żak: Wiosną 2015 roku. Kończyła się zima, robiło się coraz cieplej – wiesz, ten czas, kiedy człowiek teoretycznie nabiera dużo energii i cieszy się nadejściem słońca… A ja byłam zmęczona. Naprawdę. Nie tylko zimą, ale swoim życiem. Tym, że przez poprzednich kilka dobrych lat pod wieloma aspektami żyłam autodestruktywnie, zarówno emocjonalnie, jak i jeśli chodzi o tzw. „styl życia”. W ogóle nie przywiązywałam wagi do tego, czym karmię swoje ciało: dużo paliłam, piłam, nie zwracałam uwagi na to, co jem, nie uprawiałam sportu, za nic nie umiałam się w sobie dokopać do drogi, którą chciałabym podążać. Nie troszczyłam się o siebie – ani o ciało, ani o duszę.
Pewnego dnia stwierdziłam, że albo coś zmienię, albo się sama sobą zamęczę.

Magda Żak, pomysłodawczyni bloga i warsztatów „Między nami nie ma chemii”
Zaczęłam więc drążyć, zadawać pytania i zastanawiać się, co takiego najbardziej wpływa na jakość tego mojego życia i co mogę z tym zrobić? I tym sposobem stopniowo zaczęłam natrafiać na coraz więcej publikacji dotyczących chemii zawartej w jedzeniu, w kosmetykach, w środkach czystości… Tej „złej” chemii.
d.k: Co takiego w niej jest, że postanowiłaś wyrzucić ją ze swojego życia?
M.Ż.: Ta zawarta w kosmetykach i środkach czystości, nie wspominając już nawet o tej w jedzeniu, bardzo negatywnie wpływa na nasze zdrowie i samopoczucie.
Moment, gdy zdałam sobie sprawę, że skóra jest największym narządem naszego ciała i że wszystko, co na nią nałożymy i z czym będzie miała kontakt, może potencjalnie przedostać się przez nią w głąb ciała, był dla mnie odkryciem.
Substancje chemiczne zawarte w kosmetykach są łatwo absorbowane przez skórę i kumulują się, często latami, w naszych organizmach. A skutki są różne: poczynając od reakcji alergicznych, które mogą wystąpić od razu, po różnorakie dolegliwości, które mogą ujawnić się po wielu, wielu latach. Do tego oczywiście dochodzą aspekty środowiskowe – te wszystkie substancje spłukiwane codziennie w umywalkach i wannach szkodzą naszej planecie. Ponadto większość najpopularniejszych marek kosmetycznych testuje swoje produkty na zwierzętach i są to bardzo okrutne procedury, które uważam za kompletnie zbędne.
Chyba najbardziej wkurza mnie to, że o tym wszystkim mało się mówi i ludzie rzadko kiedy mają świadomość tych rzeczy. A to są naprawdę poważne sprawy, szczególnie, kiedy zdasz sobie sprawę, że ta chemia ładowana jest w dużych ilościach nawet do produktów dla dzieci.

Wszystkie produkty na warsztatach „Między nami nie ma chemii” są wegańskie i naturalne
d.k.: Czy to właśnie to wkurzenie pchnęło Cię do organizowania warsztatów, na których uczysz przygotowywać naturalne kosmetyki?
M.Ż.: Tak. Wkurzenie na brak świadomości i wszechobecną dezinformację. Poza tym, w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wyrzucenie chemii z mojego życia zapoczątkowało i wprowadziło tyle cudownych zmian, że chciałabym przekazywać to innym. Naprawdę rośnie mi serce, kiedy ktoś po warsztatach pisze do mnie wiadomość, że czuje się bardzo zainspirowany i że dzięki nim zaczyna wprowadzać zmiany w swoim życiu. To jest super, bo każde działanie ku, jak ja to mówię, „naturalnej stronie mocy”, pociąga za sobą kolejne, w różnych dziedzinach życia. A osobiście uważam i wierzę, że im bliżej jesteśmy natury, tym bliżej jesteśmy siebie.
d.k.: Wspomniałaś o zmianach, które zaszły w Twoim życiu, gdy odrzuciłaś „złą chemię”. Na czym one polegają?
M.Ż.: Dużo lepiej się czuję, zarówno fizycznie jak i „na duchu”: świadomie patrzę na swoje życie i na to, jakie są konsekwencje moich codziennych wyborów. Dzięki temu zaczęłam żyć w pewnym sensie na nowo, bo otworzyła się przede mną nowa, ciekawsza, bardziej harmonijna rzeczywistość. Ponadto te zmiany wniosły do mojego życia nowe pasje (np. jogę) i dużo przestrzeni do kreatywnego i twórczego wyrażania się – czyli ogólnie wszystko to, co człowiekowi oferuje obcowanie z naturą, a po co z wielu przyczyn przestaliśmy sięgać.
d.k..: Kosmetyczna alchemia to studnia bez dna. Skąd czerpiesz wiedzę na temat działania poszczególnych składników, zasad ich łączenia itp.?
M.Ż.: Z książek i z Internetu. Wiele rzeczy robię jednak intuicyjnie: coś z czym pomieszam i nagle się okazuje, że to jest fajne i działa!
d.k.: Czy z którejś receptury własnego autorstwa jesteś szczególnie dumna?
M.Ż.: Uwielbiam balsam do ciała, do którego zawsze ładuję masę olejków eterycznych działających odprężająco i relaksująco oraz pastę do zębów na bazie zielonej glinki.
Smakuje trochę jak mech wymieszany ze świeżą ziemią,
co może nie brzmi zbyt zachęcająco, ale uwierz, że odkąd używam tej pasty, to nie wyobrażam sobie powrotu do takiej zwykłej, z tubki. Kiedyś jedna z dziewczyn, po warsztatach, na których akurat robiłyśmy tę pastę, napisała mi: „Nigdy nie miałam tak gładkich zębów, to jest aż nieprzyzwoite!”, hihi.

Warsztaty Magdy to okazja, by poobcować ze sobą w kobiecym gronie, jak dawniej
dk.: Skąd pozyskujesz składniki do swoich kosmetyków?
M.Ż.: Głównie z Internetu. Jest wiele stron, na których można zaopatrzyć się w masła i oleje roślinne, sole, olejki eteryczne i tak dalej. Większość składników dostępnych jest też stacjonarnie w sklepach zielarskich i ze zdrową żywnością. Poza tym duża część produktów, które wykorzystuję, to zwykłe produkty spożywcze, które kupisz w każdym sklepie.
d.k.: I czy to się opłaca? Pytam tu o aspekt finansowy, bo ten prozdrowotny i proekologiczny jest oczywisty.
M.Ż.: Tak. Zakup wszystkich półproduktów może na początku wydawać się sporym wydatkiem, ale kiedy przeliczysz to na ilość past, dezodorantów, balsamów i całej reszty, którą jesteś w stanie zrobić z tego, w co się zaopatrzyłaś, to nagle okazuje się, że oprócz tego, że robienie sobie samemu kosmetyków jest zdrowe, ekologiczne, przyjazne dla środowiska i zwierząt, to
na dodatek jest też tańsze od tradycyjnych kosmetyków.
d.k.: Takich warsztatów z samodzielnej produkcji naturalnych kosmetyków pojawia się w ostatnim czasie stosunkowo dużo. Czy Twoje wyróżniają się czymś szczególnym na ich tle?
M.Ż.: To prawda, pojawia się ich coraz więcej. I bardzo mnie to cieszy! To oznacza, że w ludziach budzi się coraz większa potrzeba zmian i coraz większa świadomość tego, że „halo, może wypadałoby zrobić coś dobrego dla siebie, a przy okazji dla tej naszej pięknej planety?”
Na moich warsztatach używam tylko roślinnych i wegańskich produktów – to jest często czynnik, który wyróżnia je od innych warsztatów, na które miałam okazję natrafić.
Poza tym staram się być organizacyjnie jak najbardziej ekologiczna – używam tylko szklanych opakowań, zero plastiku. Czasem wożę ze sobą szklanki, szklane talerze, metalowe łyżki i tym podobne. Mogłabym pójść na łatwiznę i kupić sobie plastikowe kubki i łyżki, miałabym lżej, ale nie robię tego, bo nie o to mi w tym wszystkim chodzi.

Naturalne kosmetyki opłacają się zarówno w aspekcie prozdrowotnym, jak i finansowym
d.k.: Mam wrażenie, że mnóstwo ludzi potrzebuje usankcjonować nazwą jakieś „inne” sposoby na życie. Skandynawskie „hygge” czy „lagom” zadomowiło się w Polsce od ręki, od roku każda książka z „Sekretne życie… (wpisać właściwie”) jest murowanym bestsellerem Empiku. Czy obserwując uczestników swoich warsztatów uważasz, że taki powrót do korzeni na płaszczyźnie dbałości o ciało i pogłębiania wiedzy o naturze to jakaś kolejna przemijająca moda na alternatywne życie, czy tym razem coś więcej?
M.Ż.: Jestem przekonana, że to nie jest przemijająca moda. To są zmiany, które rzeczywiście i namacalnie zmieniają życie na lepsze. Ludzie tego potrzebują, szczególnie w dzisiejszych, zagmatwanych czasach. Przeminąć może moda na taki lub inny sposób ubierania się albo na to, który samochód jest fajny, a który nie. Ale coś, co rzeczywiście zmienia ciebie jako osobę i twoje podejście do życia na lepsze – to jest coś, co ma się ochotę kultywować.
d.k.: To kto najczęściej pojawia się na Twoich warsztatach?
M.Ż.: Są to głównie dziewczyny, kobiety. Koleżanki, siostry, przyjaciółki, mamy z córkami. Najczęściej nie mają żadnego doświadczenia w robieniu kosmetyków i super jest patrzeć, jak w trakcie warsztatów odkrywają, że jest to tak naprawdę proste, szybkie i bardzo przyjemne. Często są zachwycone tym, że po raz pierwszy od dawna miały okazję przez te 2-3 godziny o niczym nie myśleć i skupić się tylko na mieszaniu składników i na pogaduchach z innymi dziewczynami. To też mnie bardzo cieszy, bo
w dzisiejszych czasach rzadko mamy okazje do spędzenia czasu z innymi kobietami i robienia wspólnie czegoś twórczego, tylko dla siebie, a te warsztaty budują właśnie taką przestrzeń.
d.k.: Jesteś właśnie na etapie żegnania się z Twoją pracą. Czy ma to coś wspólnego z Twoimi warsztatami i chęcią propagowania minimalistycznego trybu życia?
M.Ż.: Tak, żegnam się z obecną pracą, bo nie jest to zajęcie, w którym się rozwijam, i które jest bliskie mojemu sercu. Zmęczył mnie już dysonans pomiędzy pracą, a tym, co naprawdę gra mi w duszy i czemu chcę się poświęcić. Na pewno skupię się bardziej na warsztatach, w marcu poprowadzę też pierwszy wykład we Wrocławiu na temat tego, jak dbać o siebie w zgodzie z naturą. Mam też wiele pomysłów na kilka innych projektów i bardzo się cieszę, że będę mogła poświęcić im całą swoją energię.

Magda jest najlepszą reklamą sposobu na życie, który propaguje
d.k.: Mieszkasz w centrum Katowic. Do drogerii masz pewnie rzut beretem. Czy nie kusi Cię czasem, by wyskoczyć po dezodorant, gdy się skończy, zamiast poświęcać czas na przygotowanie własnego…?
M.Ż.: Nigdy! Dezodorant to akurat taki kosmetyk, którego już pod żadnym pozorem nie kupiłabym w drogerii. Czasami, choć naprawdę rzadko, jestem zmuszona umyć zęby drogeryjną pastą albo użyć drogeryjnego szamponu do włosów, ale kiedy przestawisz się na „hand-made’owe”, naturalne kosmetyki, to te komercyjne przechodzą do historii – odrzucają ich syntetyczne zapachy, konsystencja.
d.k.: Co powiedziałabyś komuś, kto widząc Twoje poczynania postukałby się w głowę i stwierdził, że nie po to ludzkość ginęła za postęp technologiczny, by dziś marnować czas na kulanie mydeł?
M.Ż.: Jestem fanką postępu technologicznego w wielu dziedzinach. To dlatego uważam, że, szczególnie w Europie jesteśmy teraz na takim etapie, na którym ten postęp powinniśmy lokować w rozwiązania, które będą jak najbardziej służyły naszemu zdrowiu i dobremu samopoczuciu, a przede wszystkim środowisku i planecie.

Każdy składnik naturalnych kosmetyków przechodzi przez Twoje ręce, zanim wklepiesz go w swoje ciało
d.k.: Nie używasz chemii, naturalne kosmetyki tworzysz sobie sama, nie jesz mięsa, a z Twoich instagramowych zdjęć wynika, że do szczęścia wystarczy Ci schowanie się lesie lub sesja jogi. W czym jeszcze przejawia się Twoje dążenie do minimalizmu i co Cię w nim tak przyciąga?
M.Ż.: To prawda. Weganizm, obcowanie z naturą, joga, medytacja – to wszystko zmiany, które zaczęły się dziać w moim życiu te niespełna trzy lata temu.
Kiedy zmienisz jedną rzecz w kierunku polepszenia swojej codzienności, to kolejne zmiany przychodzą naturalnie jedna po drugiej. To taki efekt kuli śnieżnej.
To są wszystko działania, które zaprowadzają w życiu harmonię i spokój i pozwalają na głębokie i mocne połączenie trzech sfer – umysłu, ciała i ducha. To jest dla mnie najważniejsze.
d.k.: Co najbardziej chciałabyś zaszczepić w ludziach podczas spotkań z nimi?
M.Ż.: To, że swoimi małymi, codziennymi wyborami jesteśmy w stanie realnie zmieniać siebie, swoją rzeczywistość i swój wpływ na środowisko.
d.k.: Powiedz proszę na koniec, gdzie można się z Tobą spotkać i jak być na bieżąco z Twoimi warsztatami.
M.Ż.: Wszystkie informacje na temat warsztatów znajdują się na moim fanpage na facebooku, Między nami nie ma chemii. Dużo informacji zamieszczam też na Instagramie @niemachemii. Póki co, z warsztatami bywam głównie w Katowicach, w Krakowie i we Wrocławiu, ale wkrótce wybieram się do Warszawy, a wiosna przyniesie zapewne jeszcze więcej sposobności do spotkań.
d.k.: Obyś więc miała ich jak najwięcej. Dziękuję za rozmowę!
M.Ż.: Ja również!
***
zdjęcia: Piotr Kopernok, Łajka studio // archiwum Magdaleny Żak
Brak komentarzy