Będzie mąka z tego podkorza!
Z zapłonem spóźnionym o ponad 9 m-cy od wydania, przeczytałam w końcu „Smakowite drzewa” Małgorzaty Kalemby-Drożdż.
A, że część lektury przebiegała w lesie, pod koniec książki całkiem na serio śliniłam się na widok okolicznych pni.
Bo wiecie: interesować się etnobotaniką i fitoterapią, rozpoznawać wokół siebie jadalne elementy flory, znać, choć w podstawowym stopniu, ich zastosowania – to jedno; ale zetknąć się z finezyjnymi przepisami, których nie powstydziłyby się najlepsze restauracje – to już coś zupełnie innego.
Autorka nie idzie na łatwiznę.
Już na wstępie zaznacza, że nie możemy spodziewać się receptur z „oklepanych” części drzew. Zamiast tego serwuje nam naprawdę intrygujące przepisy z mniej eksploatowanymi kulinarnie elementami, jak pąki, liście, kamibium, pyłek itp.
Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie zresztą już wstęp, będący swoistym hołdem dla tych wspaniałych i tajemniczych organizmów i przypominający, dlaczego ich poszanowanie powinniśmy mieć we krwi wszyscy. Obszerne i emocjonalne wprowadzenie autorki naprawdę nastraja na rytuał poszukiwania surowców i nowe, kulinarne doświadczenia
Ksylitol się sypie, syrop klonowy się leje, dla równowagi sypnę więc łyżką dziegciu – ale spokojnie, taką deserową. I płaską.
Wprawdzie osoby nie zaznajomione z zawartością substancji czynnych w danych drzewach mogą z grubsza dokształcić się wyjaśnieniami w części poprzedzającej przepisy, a ostrzeżenia pojawiają się już na wstępie, to jednak jednym z niewielkich minusów jest dla mnie brak takich ostrzeżeń dla laików bezpośrednio przy przepisach. W końcu po książkę mogą sięgać też nie tylko wytrawni zielarze i biochemicy, ale też kompletni nowicjusze – i korzystać z niej wybiórczo, jak to przy książkach kucharskich bywa. Na widok uwodzicielskich fot i nazw potraw taki amator dzikiej kuchni może rzucić się od razu do garów, nie zastanawiając się nad tym, że np. część smakołyków jest przeciwskazana u osób z nadwrażliwością na salicylany, z niewydolnością nerek itp.. Dlatego myślę, że krótki opis działania fitofarmakologicznego poszczególnych surowców pod przepisami by nie zaszkodził. W końcu wpływ roślin na organizmy żywe jest naprawdę potężny.

Przepisy Małgorzaty Kalemby – Drożdż są naprawdę niebanalne.
Drugi minusik – który zapewne większości nie będzie przeszkadzał – to jednak średnio zdrowe składniki niektórych przepisów. Cukier, czekolada, mleko skondensowane czy mięcho ścielą się, jak dla mnie, ciut zbyt gęsto, ale, by oddać sprawiedliwość autorce – zdrowe zamienniki też się w przepisach pojawiają. Zresztą, mam świadomość, że trzonem książki nie jest w końcu jakaś określona dieta, a odważne pomysły na wykorzystanie w kuchni części drzew – często jako dodatek, nie baza dania.
W tym kontekście ta pozycja jest wyjątkowo orzeźwiająca i inspirująca.
Autorce należą się brawa za przecieranie dziewiczych szlaków, pełen szacunku sposób, w jaki opisuje drzewa, i porządne zdjęcia, a wydawnictwu Pascal – za przepiękną oprawę graficzną. Każda pozycja z gatunku tych, które poszerzają nasze zielone horyzonty, raduje moje serce. A nawet, jeśli część receptur ze „Smakowitych drzew” będę musiała zmodyfikować pod swoje ograniczenia, to i tak pewne jest, że będę do nich wracać.
No bo kto oparłby się lodom z kawy żołędziowej i pieczarkom na winie z igłami modrzewia…?
„Smakowite drzewa”, Małgorzata Kalemba – Drożdż
Gatunek: Książka kucharska
Wydawnictwo: Pascal
Rok premiery: 2017
1 komentarz
Achimniej
22 maja 2018 at 13:23oszalałem gdy ujrzałem zdjęcie! czuję nadchodzące uzależnienie od krakersów, tylko zaprawdę nie wiem, świerkowych czy może modrzewiowych.