Pośród ogromu pensjonatów i agroturystyk jedynie stylizowanych na stare i ekologiczne, w sercu Gór Izerskich błyszczy pewna perełka wyrosła na bezkompromisowej filozofii. Przed Wami BioRezydencja i wszystkie powody, dzięki którym tak skutecznie koi skołatane nerwy umęczonych dzikusów.
Dzisiejsza opowieść to historia zachwytu w 5 aktach, a każdy z nich jest jednocześnie powodem, dla którego od lat takim sentymentem darzę to miejsce.

Wnętrza BioRezydencji zachywcą miłośników eleganckiego minimalizmu.
I. Dwóch takich, co tchnęli życie w ruinę.
Życiorysy Tomasza i Wojtka – dwójki braci – mogłyby posłużyć za scenariusze do filmu.
Film o Tomku byłby przygodowym musicalem romantycznym; Wojtek byłby głównym bohaterem rock’n’drollowego dramatu obyczajowego – ale z happy endem.
Bracia Szymocha to dwa, całkowicie różne temperamenty – i chyba tylko dlatego w duecie generują tak potężną, synergiczną moc sprawczą. To dzięki niej udało się najstarszy dom w Świeradowie Zdroju przywrócić do świetności i tchnąć w niego drugie, spokojne życie.

Za ogrodzeniem tego najstarszego w mieście domu kryje się dziedziniec i ogród
Dworek, który dziś przyciąga zewsząd ludzi spragnionych spokoju i naturalnego otoczenia został zakupiony przez Tomka w okolicach 2005 roku i nadawał się jedynie do kapitalnego remontu. A, że Tomasz to człowiek, który długo nie dywaguje, tylko działa, obiekt gruntownie wyremontował, oddał w ręce swojego brata i tanecznym krokiem oddalił się do tego, w czym czuje się najlepiej – czyli eksplorowania świata i samego siebie.

Obiekt jest pełen pięknych zakątków i zakamarków do odpoczynku
Na posterunku został Wojtek i to również był strzał w dziesiątkę. Straszy brat zawiaduje obiektem z wielkim oddaniem, a kto przekroczy próg tego dworku z 1765 roku, znajdzie w Wojtku znakomitego towarzysza rozmów. Lata pracy w alternatywnych stacjach radiowych nie poszły w końcu na marne!
II. Prosto, zdrowo, ekologicznie.
Liberalne usposobienie braci Szymocha w żaden sposób nie przekłada się na żelazne zasady leżące u podstaw funkcjonowania obiektu.
Marzy ci się telewizor w pokoju? Marzenia to piękna rzecz.

W pokojach nie uświadczycie telewizorów: zamiast tego, ściany zdobią prace lokalnych artystów.
Zapaliłbyś wieczorem fajeczkę? Śmiało. Pójdź sobie na daleki spacer i pal, bo na terenie BioRezydencji obowiązuje zakaz. A to tylko szczypta z garści postanowień, jakie przyświecały braciom podczas tworzenia tego miejsca. Wszystko po to, by stworzyć obiekt jak najbardziej przyjazny dla ludzkiego ciała i ducha, a także całych rodzin.
Dom zbudowany jest z kamienia i drewna; materiały te to również wszechobecne elementy designu. Wszystkie tynki w budynku są ekologiczne i oddychające, a elementy drewniane zaimpregnowano wyłącznie naturalnymi olejami.
Pod tym względem to istny raj dla alergików.

Apartamenty w BioRezydencji są funkcjonalne, ale nie przestylizowane.
Dom okala 2,5 hektara dzikiej łąki z wielowiekowym kasztanem w jej sercu. Wysmakowaną prostotę wystroju apartamentów i kawiarenki podkreślają stare belki stropowe, kominki, kamienne podłogi i zabytkowe meble.
Moje ciągoty do niezwykłości najlepiej zaspokaja maleńka, oszklona biblioteka na półpiętrze z widokiem na drogę, stare, przysłupowe domy i góry. Tu doradzam czujność. To małe pomieszczenie to wprost idealne siedlisko dla moli książkowych, i co cięższe ich przypadki bez trudu może odciągać od tego, co kusi za oknem.

Przeszklona biblioteczka jest pełna rarytasów dla bibliofilów
Warto wspomnieć również o dużej sali na poddaszu, na której sami bracia i zapraszani przez nich goście prowadzą liczne warsztaty samorozwojowe, taneczne, jogę itp. Sprzyja temu 150 m2 drewnianej podłogi i spora scena ze świetnym nagłośnieniem. Zresztą, w podwojach obiektu często odbywają się koncerty, wystawy i wszelakie warsztaty, bo BioRezydencja to miejsce przyjazne kreatywnym ludziom.
III. Ania.

BioRezydencja to też gwarancja zdrowych rozkoszy dla podniebienia.
Waniliowy pudding chia z mango i liofilizowaną maliną. Lasagne z cukinii z orzechami. Snickers jaglany. Tofurnik pomarańczowy. Tofurnik chałwowy. Mus czekoladowy z aquafaby z lawendą i physallisem, banoffee pie, orzechowo- miodowe batoniki.
Nie łudź się, że w progach tego miejsca wykażesz się silną wolą. Jeśli podczas Twojego pobytu w BioRezydencji będzie w niej akurat i Ania (a – chwała niebiosom – zazwyczaj jest), to choćbyś nie był w stanie wymówić większości nazw wegańskich składników używanych przez Anię do jej kulinarnych arcydzieł – zjesz wszystko i ze skruchą poprosisz o dokładkę. Na szczęście możesz to robić bez obaw: potrawy przygotowywane przez Anię nie zrobią Ci krzywdy, co najwyżej poprawią stan Twojego zdrowia. Ten uroczy, dobry duch BioRezydencji nie używa w swoich recepturach cukru, mięsa ani pszenicy, a jej kuchnia jest tak pyszna, że jeśli nie wrócisz tu dla klimatu, to na pewno dla niej – i dla wszystkich herbat, których aromat unosi się w kawiarence.

Herbaciarnio-kawiarnia w BioRezydencji wodzi na pokuszenie dziesiątkami aromatów
W BioRezydencji całodzienne wyżywienie oferowane jest wprawdzie tylko dla grup zorganizowanych powyżej 15 osób, ale bez problemu zjesz w niej ekologiczne, wegetariańskie śniadanie. Na szczęście Świeradów to miejscowość turystyczna i ostatnia rzecz, która grozi tu przybyszom, to brak miejsc, w których można zjeść dobry obiad. A Wojtek dodaje:
„W naszej kuchni nie pojawi się nigdy mięso, imprezy alkoholowe i chamstwo”.
Tyle w temacie BioRezydencyjnych standardów kulinarnych. Już mówiłam, że kocham to miejsce…?

To z tej małej lodóweczki łypią na Was desery Ani.
IV. Lokalizacja
BioRezydencja znajduje się w Świeradowie Zdroju – znanej miejscowości uzdrowiskowej, jednak w pewnym oddaleniu od głównych, ruchliwych ulic, co osobiście poczytuję za jej kolejną zaletę. W samym mieście znajdziecie uzdrowisko i pijalnię wód, aquapark, kolej gondolową, liczne SPA i centra odnowy biologicznej, ale żywię cichą nadzieję, że czytelników akurat tego bloga i tak bardziej ucieszy mnogość tras rowerowych i bliskość malowniczych szlaków turystycznych.

Wiem, że to trudne, ale wyjście z BioRezydencji też się opłaca. Wokół są piękne miejsca.
V. To, czego nie widać.
Są też w BioRezydencji elementy niedostrzegalne dla oka, ale mocno wyczuwalne dla innych zmysłów. Jest to na przykład wszechobecny, przyjemny zapach drewna i aromaty egzotycznych herbat z kawiarenki. Jest to unoszący się w obiekcie duch mieszkających tam od XVIII wieku ludzi. Jest to kojąca cisza, w którą wkrada się tylko śpiew ptaków. Jest to ciepło światła wpadającego na urokliwy, wręcz prowansalski dziedziniec dworku, na którym latem można uraczyć się deserem.

W obiekcie znajdziecie sporo miejsc, w których możecie się zaszyć z książką.
Epilog.
BioRezydencja to naprawdę dobre miejsce dla osób poszukujących przestrzeni dla „resetu” zmysłów przeciążonych bodźcami, jazgotem miasta i elektorsmogiem. Dla ścisłości: nie musisz w niej krzesać ognia i chodzić z łuczywem. To nie jest miejsce tego typu. Mimo unoszącego się wszędzie ducha prostoty i minimalizmu, jest to obiekt wyposażony współcześnie – w aneksach kuchennych znajdują się lodówki, kuchenki indukcyjne i czajniki elektryczne, a w łazienkach zażyjecie normalnej kąpieli. Ale naprawdę nie te elementy wysuwają się na pierwszy plan w tym otulonym lasami miejscu poza czasem i hałasem. Przekonać się o tym można tylko na jeden sposób.

Widok z biblioteczki.
Dzikość: ★★☆☆☆
Atmosfera: ★★★★★
***
3 komentarze
Marta
12 marca 2018 at 21:55Pomyśleć, że kiedyś takie miejsca były normalnością. Teraz, na wagę złota.
Od oglądania samych zdjęć człowiek się uspokaja ????
Lena
13 marca 2018 at 07:40O, wielki to komplement dla Wojtka, Tomka i Ani, ale coś w tym jest. A zapewniam, że zdjęcia nie oddają najważniejszego… Każdy apartament to osobna historia, a w dworku jest jeszcze mnóstwo intrygujących zaułków. Jeśli kiedyś będzie Ci po drodze – polecam z czystym sumieniem, choćby wejść na herbatę i deser.
Iza
30 marca 2018 at 16:23Cudowne, klimatyczne miejsce…