Emil znalazł się w galerii „Korzennych Ludzi” z zasłużonego powodu. Mimo, że skończył chemię kosmetyczną i pracuje w laboratorium opracowującym składy dobrze znanych kosmetyków, po godzinach produkuje dla nich alternatywę: naturalne kosmetyki. Robi to właśnie dlatego, że wie, co powinno, a co nie ma prawa się w nich znaleźć.

Emil, właściciel marki Bańka Manufaktura. fot.: Do korzeni
Emil własnoręcznie zbiera kwiaty i robi z nich odwary, a olej do swoich eko-wyrobów tłoczy w krótkich partiach jego kolega. Nic dziwnego, że jego Bańka Manufaktura, choć obecna na rynku rzemieślniczych kosmetyków od niedawna, cieszy się już gronem wiernych fanów. Nam Emil opowiedział m.in. o tym, w czym tkwi przewaga natury i tradycji nad współczesną technologią, dlaczego ostrożnie powinniśmy wybierać kosmetyki naturalne i o tym, jak jego marka przypadkiem stała się marką nurtu zero-waste.
Do korzeni.: Jakie przemyślenia i doświadczenia musi mieć dwudziestopięcioletni, młody człowiek, by postanowić stworzyć swoją własną alternatywę dla koncernów kosmetycznych?
Emil Kałużny: Moim zdaniem dla wielkich koncernów kosmetycznych odbiorca jest najmniej ważny. Nie jest tajemnicą, że najczęściej sztab reklamowców najpierw wymyśla nośne hasła reklamowe, które mają za zadanie wcisnąć ludziom ładnie zapakowany i „jakże to cudowny” kosmetyk ze świetnym składem. Skład ten opracowuje się niestety na końcu, a przecież to on jest dla nas najważniejszy. Postanowiłem więc zająć się naturalnymi kosmetykami, ręcznie wytwarzanymi, bo uważam, że to unikatowe produkty, których składem można się chwalić na prawo i lewo. Po prostu. Bez tej całej ściemy.

Emil stawia na ekologię począwszy od składu, na opakowaniach skończywszy. fot.: Do korzeni
d.k.: Jesteś absolwentem chemii kosmetycznej na Uniwersytecie Łódzkim, a więc tajniki współczesnego przemysłu kosmetycznego nie mają dla Ciebie tajemnic. W czym od zdobyczy cywilizacji mogą być lepsze tradycyjne metody przygotowywania surowców i które z takich sposobów sam stosujesz?
E.K.: Tradycyjne metody przygotowania surowców są niestety nieco zapomniane. Szkoda, bo można wytworzyć kosmetyk o zaskakujących właściwościach i uzyskać fajny efekt końcowy. Jedno mydło barwię sokiem z marchwi. Dzięki temu uzyskuję ładny, słoneczny kolor z całą masą dobroczynnych związków, a przy okazji nie używam sztucznego barwnika – to przewaga natury nad nauką. Tak samo z tłoczeniem oleju. Kiedyś to było na porządku dziennym – dziś jest rzadko spotykane.
Cieszę się, że mogę tłoczyć olej, który znacząco różni się od tego z półek sklepowych. Sam też destyluję borowinę, zbierając jej najbardziej lotne partie i uzyskując w ten sposób hydrolat.

Każdy kosmetyk Emil wykonuje w 100% ręcznie. fot.: Weronika Ambrozik
d.k.: Domorosłych producentów naturalnych kosmetyków mamy w Polsce już naprawdę zastępy, warsztaty tego typu odbywają się w jakimś mieście co tydzień. Jednak nie każdy może poszczycić się takimi kompetencjami, jak Ty. Czy, Twoim zdaniem, brak wykształcenia w tym kierunku może mieć niebezpieczne konsekwencje dla klientów takich osób?
E.K.: Chemia kosmetyków to nadal chemia, a więc trzeba mieć spore pojęcie, żeby nie zrobić sobie – a przede wszystkim innym – krzywdy. Brak wykształcenia nie wyklucza jednak dzielenia się z innymi wiedzą, bo można ją mieć obszerną bez papierka. Byłbym jednak ostrożny co do takich spotkań, bo można spotkać niekompetentne osoby prowadzące warsztaty. Zastanówmy się więc dwa razy, zanim np. dodamy do kremów do twarzy olejki eteryczne, które mogą silnie uczulić.

Skład kosmetyków „Bańka Manufaktura” to czysta natura. fot.: Do korzeni
d.k.: Wiele osób przyzwyczajonych do drogeryjnych kosmetyków o przerażająco długim terminie ważności obawia się, że kosmetyki naturalne, niekonserwowane chemicznie, muszą być zużyte w krótkim czasie bądź przechowywane w jakiś specjalny sposób. Jak to z nimi jest?
E.K.: To zależy od składu, rodzaju i opakowania kosmetyku. Moje mydła są konserwantem samym w sobie, bo składają się z olejów, których nie trzeba konserwować. Jeżeli chodzi o kremy, to warto szukać ich w ciemnym szkle, bo to opakowanie ogranicza dodatkowo negatywne działanie promieni słonecznych na dany produkt kosmetyczny. Każdy kosmetyk, który ma w swoim składzie wodę, trzeba zakonserwować. Będą to więc mgiełki do twarzy, kremy, balsamy do ciała i cały szereg podobnych produktów. Trwałość produktu zależy więc od składu i ilości konserwantu. Warto wybierać kosmetyki z konserwantami certyfikowanymi przez EcoCert.
Istnieją jednak całkowicie naturalne konserwanty, na przykład konserwant z fermentacji rzodkiewki – i ja używam go do swojego różanego toniku.

Wszystkie kosmetyki Emila nie zawierają sztucznych konserwantów. fot.: Do korzeni
d.k.: Czy kosmetyki naturalne, oparte o składniki roślinne, uczulają rzadziej?
E.K.: To też zależy od składu i rodzaju kosmetyku. Tak, jak wcześniej mówiłem, olejki eteryczne zawierają mnóstwo substancji alergicznych; tak samo nierafinowane masła i oleje (np. masło kakaowe o mocnym zapachu czy masło shea). Alergikom radziłbym uważać, ale też nie zniechęcać się do danego składnika, bo reakcja na niego zależy od jego stężenia w produkcie i oczywiście od tego, czy dany kosmetyk jest kosmetykiem spłukiwanym, czy nie.
d.k.: W swojej filozofii poszedłeś o krok dalej i wprowadziłeś m.in. zwrot pustych opakowań szklanych, co z pewnością ucieszy niejednego zwolennika idei zero waste. Czy ten pomysł się przyjął?
E.K.: Szkło jest o tyle wdzięcznym materiałem, że jest wielorazowe. Na ten pomysł wpadłem, kiedy nie miałem już nowych opakowań, dostawa kuriera się opóźniała, a inni czekali na nowe partie kremu. Odebrałem więc od nich puste opakowania, wyjałowiłem je i wlałem nowy produkt. Wróżę temu pomysłowi świetlaną przyszłość. Na początku ludzie podchodzili do niego z rezerwą, ale teraz dostaję sporo wtórnych opakowań. Uważam, że każdy człowiek powinien mieć instynkt dbania o naszą planetę.

Do krojenia mydeł Emil używa też tradycyjnej krajalnicy. fot.: Weronika Ambrozik
d.k.: Czy istnieje jakaś szczególnie niebezpieczna i toksyczna substancja chemiczna stosowana przemysłowo, której radziłbyś unikać?
E.K.: Uważałbym na silne detergenty jak SLS i jego pochodne. Z tego, co mi wiadomo, to nie ma restrykcyjnych regulacji odnośnie wytwarzania tego surowca. Jest wysokie prawdopodobieństwo, że nieodpowiednio oczyszczony SLS zawiera związek o nazwie 1,4-dioksan, który jest rakotwórczy, a trzeba pamiętać, że kosmetyki przedostają się do naszego krwiobiegu przez skórę.
d.k.: I w drugą stronę – czy masz swoje ulubione substancje naturalne o silnym działaniu, które pozostają, według Ciebie, niedoceniane?
E.K.: Borowina jest dla mnie arcyciekawym surowcem. Ciągle jednak brakuje badań na temat jej pewnych frakcji, więc może zlecę ich wykonanie na własną rękę. Destylat, który sam z niej wytwarzam, jest bardzo zaskakujący. Lekko nawilża, łagodzi podrażnienia, nie uczula. Zresztą profesor Tołpa wyciągiem z borowiny z powodzeniem leczył raka.

Borowina to jeden z ulubionych surowców Emila. fot.: Do korzeni
d.k.: Na co kładziesz szczególny nacisk podczas produkcji swoich kosmetyków?
E.K.: Przede wszystkim na BHP. Wszystkie etapy tworzenia kosmetyku wykonuję w rękawiczkach i odpowiednim stroju, aby niczego nie zanieczyścić.
d.k.: Wiele osób kręci nosem na ceny kosmetyków naturalnych, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, czym naprawdę płacą za te drogeryjne. Czy mógłbyś wyjaśnić, na czym polega przewaga Twoich produktów i czemu jest to lepsza inwestycja?
E.K.: Różnica tkwi przede wszystkim w składzie, opakowaniu i ręcznym wytwarzaniu. No i fajnie wspierać polski biznes, a nie zagraniczne korporacje. Używanie naturalnych kosmetyków naprawdę się opłaca. Potem to procentuje dobrym wyglądem. Cieszy mnie też, że coraz więcej osób czyta składy kosmetyków.
d.k.: Czy utkwiły Ci w pamięci jakieś szczególnie budujące przypadki Twoich klientów zadowolonych z Twoich kosmetyków?
E.K.: Tak, dostaję sporo takich wiadomości.
Najbardziej budujące są te, gdy ktoś na przykład wspomina o swoim dziecku z autyzmem, które jest szczególnie wrażliwe na chemię, a dzięki moim wyrobom poprawia mu się cera i znikają zaczerwienienia. Takich maili jest coraz więcej.

Emil opakowuje swoje produkty tylko w ekologicznie pozyskany papier. fot.: Do korzeni
d.k.: Z pewnością masz większe plany co do swojej „Bańki”. Jakie są Twoje ambicje?
E.K.: Dopiero od roku funkcjonuję w Internecie. Chciałbym otworzyć swoją małą działalność i móc się realizować.
d.k.: Czego Ci zatem życzyć i gdzie można nabyć Twoje kosmetyki?
E.K.: Chyba dobrych ludzi wokół siebie i żebym wreszcie wrócił do mojej ukochanej Łodzi, bo bardzo się stęskniłem za tym nietypowym miastem. Moje kosmetyki są dostępne tylko w krótkich partiach. Znajomym się bardzo podobają. Osoby zainteresowane moimi produktami zapraszam na mój fanpage na facebooku: BAŃKA manufaktura naturalnych kosmetyków.

Za zdrowy skład każdego kosmetyku ręczy absolwent chemii kosmetycznej. fot.: Do korzeni
***
Tekst i zdjęcia: Do korzeni oraz Weronika Ambroziak.
Kopiowanie i wykorzystywanie zdjęć i tekstu zabronione.
Brak komentarzy